Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Cały tłum za to owszem. Co prawda pogoda, jak przystało na marcowe i kwietniowe nastroje, zaskakuje nas kapryśnymi zmianami temperatur, lecz jeszcze tydzień temu mogliśmy doświadczyć niezaprzeczalnych dowodów na to, że wiosna zakwitnęła i w największych miastach w kraju.
Na polskie drogi (a także bulwary, uliczki, chodniki i inne najciaśniejsze zakątki), ochoczo niczym Wisła po zimowej odwilży, wypłynęli rowerzyści. I choć nierzadko widok właścicieli na jaskrawych dwukołowcach wywołuje u nas słodko-gorzkie, niczym pierwsze deszcze przemyślenia; przypominamy, a nawet popieramy- rowery nadal są jednym z najekologiczniejszych środków transportu. Niezależnie od panujących trendów.
Dla tych, którzy mają mniej miejsca w mieszkaniu, dostępnych funduszy lub po prostu nie zdążyli przekonać się na stałe do tego sposobu przemieszczania się, jest i rozwiązanie. Niektóre z polskich aglomeracji umożliwiają wypożyczenie na terenie swoich miast roweru miejskiego. Z tej oferty skorzystać mogą mieszkańcy Warszawy, Poznania, Wrocławia, Opola i Sopotu, wraz z obywatelami Gdańska i Gdyni włącznie, oraz od całkiem niedawna Lublina i Białegostoku, a także od 18 kwietnia Torunia.
Warunkiem jest jednorazowa opłata w wysokości 10 zł, którą następnie możemy przeznaczyć na jazdy. Potraktujmy to wyłącznie jako czynnik motywujący. Tak samo jak ceny godzinnego wypożyczenia roweru: wahające się w ramach od 1 do 3 zł, w zależności od miasta. Sezon na miejskie przejażdżki rozpoczyna się zazwyczaj w marcu i kończy wraz z pierwszymi jesiennymi przymrozkami, na przełomie października czy listopada.
Metoda ta cieszy się dużym poparciem. Do tej pory z roweru miejskiego skorzystało już ponad 3 miliony użytkowników w samej Polsce. Jeśli jednak nie przemawia do nas idea zadbania o nieźle sfatygowane płuca naszej matki Ziemi (w co szczerzę wątpimy oczywiście), to spójrzmy na to z bardziej egoistycznego punktu widzenia. Zbliżają się wakacje, pora pozbyć się zimowych pozostałości.